Moja Dobranocka

Nie wiem, czy ktoś to zauważył, ale jestem wielką fanką serialu nadawanego obecnie przez HBO w godzinach tylko dla dorosłych. Jeśli nie skojarzyliście jeszcze nowej szaty graficznej, to powiem krótko: Spartakus.

Jest tam jedna postać, przyjaciel głównego bohatera, taki blondynek z kręconymi blond loczkami (bardzo naturalnie wyglądają, podobnie jak muskulatura większości gladiatorów, ale nie spierajmy się, nie o naturalność czy prawdę historyczną w tym serialu chodzi). Jakby nie było, za każdym razem jak widzę kolesia, kojarzy mi się z Młodym. Te same loczki i szczery uśmiech od ucha do ucha. I podobny iloraz inteligencji. W sobotnim odcinku (dla fanów z torrenta – w dziesiątym) biedny Młody ginie po walce ze Spartakusem. Nie będę wnikać tutaj w fabułę, ale naszła mnie wówczas pewna refleksja, jaką zapragnęłam się z kimś podzielić.

Ponieważ w naszym gronie tylko Kasia i Gigi oglądają ten serial postanowiłam zadzwonić do jednego z nich. Kasi niestety nie było na Skypie, więc dryndnęłam do Gigiego, ale ten nie mógł rozmawiać, jako że postanowił rzucić się w wir pracy i zapomnieć o Karolinie z Zachęty.

Zadzwoniłam więc do Teodora.

–         Powiedz mi, Teodorze, gdybyś był gladiatorem i gdyby twoim najlepszejszym przyjacielem w szkole gladiatorów był Młody i gdybyście musieli walczyć na arenie i ty byś wygrał i kazali by ci go zabić, to czy byś go zabił?

–         Jasne – odparł Teodor niezrażony tym, że było już po jedenastej w nocy a głos miałam lekko bełkotliwy – przecież wszyscy jesteśmy dorośli, wiedział na co się pisze.

I wtedy zrozumiałam, że Młody, to znaczy Varo o pięknych lokach, zrobiłby to samo dla Teodora, eee to jest Spartakusa i postanowiłam mu o tym powiedzieć:

–         Słuchaj Młody, gdybyś był w szkole gladiatorów i twoim najlepszym przyjacielem był Teodor i gdyby on pokonał cię w walce i kazaliby mu cię zabić a ty miałbyś żonę i małe dziecko i drugie w drodze, chociaż nie twoje, ale byś je kochał jak własne, to czy byś mu powiedział, że będąc na jego miejscu, zrobiłbyś to samo?

–         Ale co?

–         Dałbyś mu się zabić i wybaczył?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Jaki ten Młody nierozgarnięty, pomyślałam, przecież to proste pytanie.

–         Posłuchaj mnie uważnie – usłyszałam po chwili. – weź tę butelkę co masz w ręku, zakręć, żeby się nie zmarnowało i schowaj do lodówki. Potem połóż się do łóżeczka, przykryj kołderką i idź spać.

Tak też zrobiłam. I nie żałuję.

Opublikowano gladiator, przyjaciel, serial, Spartakus | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz

Na dzikim łonie natury

Gigi wrócił z urlopu. Pojechał był nad Biebrzę podziwiać dziką naturę wraz z Karoliną, którą moglibyśmy nazwać dziewczyną Gigiego, gdyby nie udawał przed nią, że jest gejem.

Mieliśmy cichą nadzieję, że w okolicznościach przyrody i tej niepowtarzalnej, Gigi dokona swoistego coming-outu i wyzna prawdę kobiecie, którą kocha. Dlatego też nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie będziemy mogli porozmawiać. Ku naszemu zdziwieniu, Gigi wydawał się być przygaszony, kiedy usiedliśmy w ogródku jednej z restauracji na Rynku.

Kiedy nie reagował na moje subtelne aluzje typu: opowiedz jak minął ci urlop, Młody nie wytrzymał i zapytał wyjątkowo delikatnie:

–         Zaruchałeś sobie?

Starsza wiekiem para obejrzała się na nas i postanowiłam przenieść zebranie do innego lokalu, zatem przeszliśmy do piwniczki po drugiej stronie Rynku, gdzie podawali piwo w rozsądnych dla Teodora i Młodego cenach.

–         Co jest, kurwa – bulwersował się Młody – przecież grzecznie spytałem.

–         Zamknij się, jesteś taktowny jak chuj – zwrócił mu uwagę Teodor.

–         Nie rozumiem o co wam chodzi, przecież tego właśnie chcecie się dowiedzieć. Dalej, Gigi, opowiadaj, nie musi być ze szczegółami.

Gigi zignorował pytanie Młodego, ale ten nie odpuścił.

–         Spoko rozumiem. Nie chcesz, nie mów, tylko odpowiedz mi na jedno pytanie: czy dobrze się młóci?

–         Zabierzcie go, kurwa, bo mu dopierdolę – nie wytrzymał Gigi.

–         Sorry, stary – Teodor usadził Młodego – ale chłopak wyraża zdanie większości. Mnie to szczerze mówiąc nie interesuje ale miło mi będzie posłuchać jak ktoś się kompromituje przed kobietą.

–         Nie było żadnej kompromitacji. I nie będzie. Zrywam z nią kontakty i nie chcę więcej poruszać tego tematu. OK.?

Siedem piw później, gdyż jak powszechnie wiadomo, siedem jest liczbą magiczną, nie tylko my, ale również cały bar dowiedział się, jakie kobiety są podłe, małostkowe, podstępne i nieczułe.

Monolog Gigiego brzmiał mniej więcej tak:

„Wyobraźcie sobie, k…, że teraz modne jest mieć przyjaciela geja. Jak nie masz przyjaciela pedała to się nie liczysz wśród koleżanek. Wiadomo, taki przyjaciel, k…, nie podbierze ci twojej ulubionej szminki i jednocześnie nie będzie cię łapał za dupę, bo go to i tak nie interesuje. A ja, k…, głupi myślałem, że my się naprawdę przyjaźnimy, a jej chodziło o to, żeby się lansować wśród tych skretyniałych debilek, tych amatorek sztuki z bożej łaski, tych wariatek, k… mać!

Pojechałem z nią nad tą pieprzoną Biebrzę bo myślałem, że sobie będziemy chodzić po lesie, podglądać te pierdolone bobry i kurwa łosie, wieczorem siedzieć sobie we dwójkę przy ognisku i przytulać się bo na tych Mazurach czy innych k… Warmiach piździ jak w kieleckim, i wiecie, że się, k…, wreszcie zrobi nastrojowo i ja ją wtedy, k…, obejmę i powiem jej całą prawdę, a ona jak w tych jebanych komediach romantycznych dla bezmózgów pobiegnie w las, będzie płakać, zgubi się a  ja ją, k…, odnajdę i uratuję ją przed zatonięciem w bagnie i ona, k…, będzie szczęśliwa i dozgonnie wdzięczna i powie, że mnie kocha i wreszcie się to wszystko, k… pierdolona mać, odkręci i będziemy mogli żyć jak normalni ludzie!

Ale gdzie tam, k…! Przywlokła za sobą stado kretynek, że niby k… koleżanek a wiecie,  po co? Żeby się lansować przyjacielem gejem! Po to jej byłem potrzebny! Całe to gadanie o ekologii, ekosystemie, bobrach i jeleniach można o kant dupy potłuc! Bobra to k… tylko raz zobaczyłem, jak jedna z nich wpadła po pijaku do wody i okazało się że majtek zapomniała, kretynka głupia. A wytrzymać się z nimi nie dało, k…, jakie te kobiety są puste! Chlały tylko i pierdoliły kocopoły jak w seksie w wielkim mieście, tylko że urodą to przypominały tę główną bohaterkę, co ją najbardziej czas posunął, te raszplę z końską twarzą, nie tę seksowną blondynę po pięćdziesiątce. Bo gdyby chociaż jedna z nich wyglądał jak ta blondyna, to bym to k… zniósł, ale te pizdy myślą o sobie, że są boginiami seksu a wyglądają jak stare, no wiecie co, k…, jak te co nie chcą zdychać.

Ale wiecie co było najgorsze? Jedna z tych debilek też była na lansie i też przywlokła ze sobą przyjaciela geja. No i te idiotki, kretynki, debilki jebane wymyśliły, że nas ze sobą wyswatają! No k… mać! Bo normalnie, jak są dwa pedały w towarzystwie hetero, to naprawdę nie mają nic lepszego do roboty tylko odstawiać Brokeback Mountain. No k…, ja nie mogę. A były tak subtelne w tym jebanym swataniu, jak k… nie przymierzając Młody przed muzeum. Że niby nagle zostajemy sami we dwóch przy ognisku, a to przynieście nam piwo ze sklepu, a może chcecie razem ze sobą spać w jednym namiocie. No ja pierdolę! Raz k… popłynęliśmy łódką z tym kolesiem i myślę sobie, OK., powiem mu, że jestem hetero, niech się chłopak nie męczy a on na to wtedy, żebym nie brał tego sobie do serca, ale go nie interesuję. No k… myślę sobie, nawet pedał mnie nie chce, a on na to, że tylko udaje geja, bo chce się zbliżyć do tej dziewczyny z którą przyjechał. No to żeś się k… zbliżył, mówię mu, powiedz jej teraz że nie jesteś gejem, to cię rozszarpią, te harpie jebane. Będziesz u baby miał przesrane jak w ruskim czołgu, bo po pierwsze, nie będzie wtedy modna i zbłaźni się przed koleżankami, jak się okażesz zwykłym heterykiem, a po drugie, to po tym co one tu przy nas wygadywały na facetów musiałyby cię zabić, żebyś tego k… gdzieś nie powtórzył, zdrajco kobiecej rasy.

No i kurwa mać, tak się to wszystko skończyło. Powiedziałem jej, że poczułem się wykorzystany, że nigdy nie traktowała mnie jak przyjaciela, tylko jak modny gadżet i wróciłem do domu.

Pierdolę tę całą sztukę, ekologię i oszczędzanie wody! Po co to komu? I tak wszyscy umrzemy a dzieci mieć nie będę więc niech się tym kurwa martwią inni!”

A potem Gigi się porzygał.

Opublikowano ekologia, gender, kobiety, przyjaciel, przyjaciel gej, wredna baba, zwierzenia | Otagowano , , , , , , , | Dodaj komentarz

I tak to się zaczęło

Tak właśnie poznałam Teodora. W zasadzie pamiętałam go trochę z podstawówki. Był typem wrednego gówniarza, który wyżywał się na wszystkim dookoła. Politycznie formułując: był dzieckiem bez zdiagnozowanego ADHD, bo w tamtych czasach nie znano jeszcze tego pojęcia, przez co plasował się w grupie łobuzów i uczniów dla których jedyną przyszłością była zawodówka. Teodor jednak wyrósł z ADHD, skończył zawodówkę, zdał później maturę a nawet zrobił magisterkę wyżywając się przy okazji na siłowni i treningach karate. A ponieważ po kulturoznawstwie trudno było znaleźć pracę, załapał się jako ochroniarz i włóczył się po klubach dopóki nasze spotkanie nie odmieniło całkowicie jego ścieżki kariery zawodowej.

Przyznaję, że jako towarzysz na rozmaitych wyjściach i imprezach okazał się niezastąpiony. Dawni znajomi, którzy dotychczas wymawiali się brakiem czasu, żeby spotkać się ze mną, chętnie wychodzili z nami jako parą. Nawet w weekendy, kiedy nic nie planowałam, mogłam zadzwonić po Teodora i zabrać go do kina czy do restauracji. W pewnym momencie zdałam sobie jednak sprawę, że pakuję się w chory związek – Teodor dawał mi poczucie bezpieczeństwa, dostarczał towarzyskich rozrywek i stawał się w ten sposób niezastąpiony. Zaczęłabym się zastanawiać nad wizytą u psychoanalityka, gdyby nie fakt, że po tak rozrywkowym trybie życia po prostu zabrakło mi do pierwszego. Postanowiłam odstawić Teodora i na resztkach z lodówki doczekać do wypłaty.

Fakt, że zabrakło mi pieniędzy mocno mną potrząsnął. Pierwszy raz w życiu zdarzyła mi się taka sytuacja. Zawsze byłam przyzwyczajona, że pieniądze są, jak nie na moim koncie, to na koncie mojego eks, lub nawet na koncie firmowym. A tu nagle wielki zonk. W portfelu 4 złote a w banku debet. Najbliższa wypłata w przyszłym tygodniu. Szybka myśl, od kogo tu pożyczyć?

Rodzice odpadają, mieszkają za daleko, żeby do nich wpaść na przetrzymanie, a poza tym czym zapłacę za bilet? Od znajomych nie będę pożyczać, bo co sobie pomyślą o moim chłopaku? A z kolei zadłużać się u Teodora? Nie będę się aż tak kompromitować.

Przesiedziałam zatem tydzień na odwyku wyjadając resztki z lodówki i szafek i kombinując co tu kupić za 4 złote, żeby było dużo do jedzenia i w końcu zdobyłam pół kilo kaszy gryczanej, co w połączeniu z margaryną i dużą ilością soli nawet dało się jeść. Po tygodniu zajadaniu się kaszą gryczaną znienawidziłam do reszty tę potrawę.

Kłopoty egzystencjalne i przymusowa głodówka wywiały mi z głowy głupie pomysły związane z utrzymywaniem prywatnego żigolaka. Jednocześnie jednak spowodowały, że całkowicie inaczej spojrzałam na możliwość powrotu do świata średniego biznesu.

Zrobiłam zatem profesjonalny research. Wklepałam w google’a kilka haseł: pan do towarzystwa, żigolak, szukam pana itp. Zaskoczyła mnie mnogość ogłoszeń ze strony panów i ani jednego anonsu od kobiety. Wysłałam kilka mejli do ogłoszeniodawców oraz wykonałam nieco telefonów. Porównałam ceny i oferty. Przemyślałam sprawę. Kobiety, w sytuacji podobnej do mojej, potrzebują kogoś wyjątkowego a nie pacana z ogłoszenia matrymonialnego, który pisze o sobie, że jest „wykrztałcony” i „samemu jestem z okolic Torunia”.

Nie chcę uwłaczać konkurencji, bo może i są wśród nich profesjonalni i wyedukowani (unikajmy kłopotliwej ortografii) towarzysze dla pań w każdym wieku, ale z doświadczenia marketingowego wiem, że klientka poszukująca tak specyficznej usługi powinna poczuć się jak w ekskluzywnym butiku Manolo Blahnika a nie jak w chińskim centrum handlowym czy innej biedronce.

Dlatego też automatycznie odpadła reklama przez internet. Pozostawała metoda agentów ubezpieczeniowych – czyli polecenia. Klient, a w tym przypadku klientka – klientce. Pełna dyskrecja i elegancja. W tle delikatne dźwięki szamisenu i szum wody przelewającej się w sztucznym wodospadzie. Gustowne wizytówki z adresem email.

Tylko Teodor taki mało gustowny…

Nie zrozumcie mnie źle. Każdy mężczyzna ma w sobie coś z Teodora. Niektórzy mniej, inni więcej. Po prostu Teodor nie pasował do wersji męskiej gejszy, pasował raczej na kolesia, który, co potwierdziła Kasia, zagrozi natrętnemu wujkowi, że obije mu mordę. Na dyskotece sprawi, że wokół damy nie będzie tłoku, gdyż wszyscy będą tłoczyć się pod ścianami i nie będą bynajmniej oczarowani talentem Teodora w kwestii tańca.

Potrzebowałam jeszcze kilku panów do mojego ekskluzywnego butiku. Podzieliłam się pomysłem z Teodorem, który po raz kolejny okazał się niezastąpiony. Teodor miał kumpla, Młodego, który podobnie jak Teodor umawiał się z dziewczynami na dyskoteki, z tym że był znacznie tańszy – wystarczyło stawiać mu drinki, a w kwestii napojów nie był wybredny. Młody był mistrzem parkietu, samorodnym talentem oszlifowanym przez paru instruktorów tańca, którzy wróżyli mu wielką przyszłość, gdyby nie kontuzja kolana oraz brak samozaparcia. Młody, który usłyszał, że za jeden profesjonalnie spędzony wieczór może zarobić tyle co za cztery dni harówki w hurtowni mięsa, zgodził się bez oporów wstąpić do agencji. Przy okazji Teodor zwerbował również Gigiego, który pracował razem z nim jako selekcjoner w modnym klubie. Gigi tak naprawdę nie planował ani kariery wyrafinowanego wykidajły ani też wysublimowanego żigolaka, niestety życie go wplątało w tak dziwną sytuację, że zgodził się z ciekawości i braku lepszego zajęcia. Juliusz wziął się z ogłoszenia, które dałam w gazecie:

„AAAAAAA poszukuję panów, mile widziane wyższe wykształcenie”

I był jedynym facetem, który na nie odpowiedział. Nawiasem mówiąc, zgłosiła mi się masa studentek, które były przekonane, że w ogłoszeniu jest po prostu błąd. Juliusz z kolei po serii porażek w kolejnych pracach i wydaniu własnym kosztem tomiku poezji postanowił spróbować swoich sił na polu męsko-damskim.

I tak to się właśnie zaczęło.

Opublikowano eskorta, kobiety, przyjaciel, tajemnica, ubezpieczenia, wesele | Otagowano , , , , , , , | Dodaj komentarz

Wspomnień czar/czas

Nuda. Rozpoczął się sezon urlopowy i klientki porozjeżdżały się po świecie zabierając chłopaków ze sobą. Najbardziej napięty grafik ma Młody, w zasadzie cały czas siedzi nad morzem i tylko zmienia ośrodki. Teodor dostał nietypowe zlecenie i pojechał na dwa tygodnie w góry jako towarzysz młodej rozwódki i pacyfikator trójki rozpuszczonych bachorów. Po pięciu dniach dostałam SMS od klientki, że dzieciaki chodzą jak w zegarku i zastanawia się nad przedłużeniem turnusu. Juliusz żegluje po Mazurach luksusowym jachtem jako eskorta dla pracoholiczki, która kompletnie go ignoruje ponieważ w chwilach, kiedy są sami dzwoni do firmy albo odpisuje na mejle, ale potrzebowała towarzysza, bo głupio jej było przed koleżankami ze studiów. Gigi natomiast zażyczył sobie urlopu w najgorętszym okresie dla agencji i pojechali z Karoliną nad Biebrzę podglądać bobry i jelenie. Zabrali jeden namiot, więc wszyscy czekamy aż sytuacja nabierze tempa i Gigi wyzna Karolinie swoje uczucia w tak pięknych okolicznościach przyrody.

Na razie jednak nic się nie dzieje. W zasadzie i ja powinnam wybrać się na urlop, ale nie mam z kim. Moją najlepszą przyjaciółkę ukradł mi mój były, co jest jeszcze jednym argumentem za tym, by nie zapraszać zbyt często samotnych koleżanek do wspólnego domu. Nie dziwi mnie zatem fakt, że od czasu kiedy jestem singlem, jakoś pourywały mi się kontakty ze znajomymi parami. Nikt nie proponuje mi już wyskoczenie do kina czy do klubu, no chyba że w desperackiej próbie umówienia mnie z jakimś innym nieudacznikiem porzuconym przez dziewczynę/żonę i poszukującym pocieszenia.

Nie wiem dlaczego wszystkie znajome pary uważają, że nadaję się na pocieszycielkę złamanych serc w momencie kiedy mój były:

a)      zgarnął cały nasz wspólny majątek;

b)      sprzedał firmę, którą razem tworzyliśmy, przy czym, przyznaję w całej swojej głupocie, nie przyszło mi do głowy zarejestrować własnej działalności, wobec czego wszystko oficjalnie należało do niego;

c)      zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką;

d)      uciekł razem z nią za granicę.

Zdaję sobie sprawę, że hierarchia wartości w powyższej wyliczance jest mocno zachwiana, i powinna zaczynać się od punktu c, czyli od zdrady, ale tak naprawdę, fakt, że przeleciał inną blednie wobec sytuacji, kiedy dostaję trzy dni na wyprowadzenie się z mieszkania, które (tak wiem, jestem ostatnią kretynką) zostało zakupione na jego nazwisko. Mogłabym rzecz jasna domagać się swojej części, gdybym miała z kim dyskutować i wiedziała, pod jaki adres mam wysłać pozew, ale drań się ulotnił i nie mam z nim kontaktu. Na szczęście mieliśmy osobne konta prywatne i zostało mi się trochę oszczędności. Stać mnie było na wynajęcie kawalerki z karaluchami i zajęcie się chałturowym tłumaczeniem dla małych wydawnictw. Zdaję sobie sprawę, że to nie koniec świata, i że ludzie mają gorzej, tylko nie rozumiem, dlaczego moi tak zwani przyjaciele oczekują ode mnie, że będę głaskać po głowie i wysłuchiwać żali tych wszystkich biednych niedorajdów, których własne kobiety uznały, że nie nadają się do niczego i kopnęły ich w dupę na pożegnanie? Randka w ciemno? Nie dziękuję, postoję.

Myślę, że było to po jakiejś piątej czy szóstej „spontanicznie” zaaranżowanej randce, kiedy uświadomiłam sobie, jak ubogie stało się moje życie towarzyskie. Powiedzmy sobie szczerze, kiedy masz lat dwadzieścia plus możesz wyjść gdziekolwiek z koleżankami w twoim wieku i nie przeszkadza ci fakt, że niektóre z nich ciągną za sobą chłopaków. Gorzej, gdy masz lat trzydzieści plus i okazuje się, że spotkanie z tymi samymi koleżankami wiąże się z niezwykle skomplikowaną logistyką: A. nie może wyjść, bo się popiła na ostatniej imprezie i mąż nie chce wypuścić jej samej z domu, no to, mówię, może przyjdziemy do ciebie z jakimś winkiem, mąż się nie będzie pultał, bo będzie cię miał na oku, OK, dobra, ale B. nie może, bo nie ma z kim zostawić dzieci, a jej mąż z kolei wyjechał w delegację (delegację-srację, myślę sobie, na pewno ma jakąś kochanicę, ale spokojnie, nie osądzajmy pochopnie, nie mogę każdego sądzić wedle siebie); hmm, no to może chodźmy do B., a A. niech poprosi męża, żeby po nią przyjechał, w końcu w domu będą dzieci, więc do żadnych ekscesów dojść nie może, w porządku, B. się zgadza, mąż A. się zgadza, ale C. mówi, że nie może, bo teściowa zachorowała i jest w szpitalu, o Boże, odpowiadam jej, przecież nie jest umierająca a ty nie jedziesz imprezować na Ibizę, tylko spotkać się z trzema koleżankami w sobotę wieczorem, ale wiecie co, mówi C. ja tak jakoś sama nie mogę, a jak wyjdę z mężem, to rodzina będzie się na nas krzywo patrzeć…

Uff… W końcu staje na tym, że umawiamy się w kawiarni w centrum o 13.00 na ploty. O godzinie 12.45 dostaję 3 SMSy, że A. – zdechł ulubiony chomik męża, B. – zachorowało dziecko i C. – teściowa wychodzi ze szpitala.

Wychodzi na to, że zostaję sama w centrum i zamiast plotkować z psiapsiółkami w Oranżu siadam z gazetą w McDonaldzie i kupuję kawę, całkiem dobrą zresztą tylko trzeba dużo posłodzić. Siedzę sobie, popijam z plastikowego kubka i zastanawiam się gdzie popełniłam błąd. Zastanawiam się ile znam par, z którymi mogę się umówić i nie czuć się jak piąte koło u wozu. Jakbym nie liczyła, wychodzi mi wynik zerowy. Okazuje się, że po przekroczeniu pewnego etapu życia, kobiety stają się uzależnione od swoich partnerów. Swoją drogą, faceci nigdy nie mają takiego problemu – umawiają się na mecz czy na piwo i proszę – jest kranczips, jest impreza. Myślę i myślę intensywnie co tu zrobić, żeby nie zramoleć towarzysko i wychodzi na to, że potrzebuję faceta. Rozglądam się desperacko po tak zwanej restauracji i szukam potencjalnej ofiary, a nastrój mam taki, że jestem gotowa przysiąść się do stolika i złożyć co najmniej niemoralną propozycję. W tym właśnie momencie zauważam Kasię.

Kasia pojawia się w MacDonaldzie jako deus ex machina, znak z niebios, palec boży wskazujący kierunek – idź kretynko tędy, i jest motorem sprawczym wszystkich moich późniejszych poczynań. Jeśli komuś mam podziękować za agencję „Animus” to właśnie Kasi. Kasiu, dziękuję ci.

Wracając jednak do konkretów. Otóż Kasia, moja koleżanka z podstawówki, z młodszego rocznika co prawda, bo znałyśmy się z kółka plastycznego, wyemigrowała do Anglii tuż po studiach. Wyemigrowała z chłopakiem, z którym rozstała się po kilku miesiącach, znalazła kolejnego – tym razem tubylca, rozstali się po dwóch latach, po czym zafundowała sobie związek na odległość z kolegą z podwórka, niejakim Teodorem, który za mojej dziecięcej pamięci latał w krótkich spodenkach i dokuczał dziewczynkom.

Tym razem siedziała w Macu sama, więc pomyślałam, że się przysiądę. Po tradycyjnej wymianie czułości (buzi, buzi, cmok, cmok, kochana, tyle lat, co ty porabiasz, co słychać, a jak tam u ciebie) i streszczeniu historii życia, omówieniu jakie te chłopy są podłe a życie takie ciężkie, przeniosłyśmy się do lokalu gdzie podają alkohol i nieśmiało zagaiłam Kasię, co jej chłopak powie na to, że włóczy się sama i pije napoje wyskokowe.

Kasia się roześmiała:

–         Dobry jest, co? Wszyscy myślą, że jest moim chłopakiem ale tak naprawdę to tylko kolega. Nie mam żadnego chłopaka i dlatego mogę pić tyle ile chcę i udawać co wieczór że mam osiemnastkę. A tak w ogóle, to chyba ty masz dzisiaj urodziny? Które to będą? Dwudzieste?

–         Tak – podchwyciłam temat, bo dwa mojito pod rząd uderzyły mi do głowy – dzisiaj kończę dwadzieścia lat, jak co roku zresztą. Trzeba to jakoś uczcić.

Muszę przyznać, że niepotrzebnie narzekałam na życie towarzyskie. Oblewałyśmy z Kasią jej osiemnaste urodziny, na które nie zdążyłam przyjechać, więc piłam karniaki. Potem uczciłyśmy moją dwudziestkę idąc na dyskotekę. Wyprosili nas z jednego klubu bo przez pomyłkę wlazłyśmy do darkroomu i nie bardzo ogarniałyśmy czego od nas chcą, przy czym podobno ja, z uporem godnym lepszej sprawy, tłumaczyłam wszystkim na prawo i lewo, że Kasia jest jeszcze za młoda, bo dopiero skończyła 18 lat. Z drugiego klubu nie wyrzucili nas, bo tam klientela była bardzo nieletnia a ochroniarze znudzeni, więc muliłyśmy nerę jakimś małolatom opowiadając im niestworzone historie o naszych urodzinach. Około szóstej nad ranem położyłyśmy się spać u mnie budząc przy okazji wszystkie karaluchy i psy u sąsiadów.

O drugiej po południu obudziłyśmy się z ciężkim kacem i jak to bywa w takich przypadkach prowadziłyśmy długie kobiece rozmowy w kuchni.

Powrócił zatem temat chłopaka – niechłopaka Kasi. Otóż okazało się, że jesteśmy w podobnej sytuacji. Kasia, podobnie jak ja, została porzucona przez zdradliwego niewdzięcznego sukinsyna, z którym planowała wspólne życie i nawet przywiozła do Polski i obwiozła po krewnych i znajomych. Zdradliwy niewdzięczny sukinsyn był nawet sympatyczny dlatego cała rodzina Kasi ciężko przeżyła fakt, że się rozstali. Z niewiadomych dla nas powodów, choć w głębi serca, podejrzewamy wraz z Kasią, że mogą mieć rację, krewni mojej koleżanki uznali ją za straconą dla świata w kwestii prokreacji.

Nie jest miło słuchać takich tekstów, kiedy jest się lekko przed trzydziestką:

„Nie martw się, możesz przecież mieć dziecko bez chłopaka.” (pocieszenie od mamy)

„Wiesz Kasiu, nie musisz brać ślubu, możesz mieć dziecko, jak się postarasz, teraz czasy się zmieniły” (to zdesperowana babcia)

„A tak w zasadzie, to wcale nie musisz zakładać rodziny. Możesz się inaczej realizować” (to babcia, która spisała wnuczkę na straty)

Dlatego właśnie Kasia, która nawiasem mówiąc realizuje się bez mężczyzny (po latach użerania się z chłopami odkrywa zalety samotnego życia), poprosiła Teodora o odgrywanie jej chłopaka przed rodziną. Teodor, który do tej pory bramkarzował w modnym klubie dla studentów, zgodził się na tournee po rodzinie pod warunkiem, że Kasia pokryje koszta dojazdu i opłaci jego stracone dniówki (a właściwie nocówki) w klubie.

–         I wiesz co – opowiadała Kasia – sprawdził się idealnie. Zabrałam go na wesele do siostry i jak jeden wujek chciał mi przygadać, że już mam swoje lata, to Teodor wstał i powiedział, że takie tematy to on omawia na zewnątrz z osobiście zainteresowanymi i jeśli wujek ma jeszcze jakieś uwagi na temat mojego wieku to może je wygłaszać do woli jak tylko wyjdzie z nim na podwórko. Po czym zapytał takim, wiesz, agresywnym tonem: wyjdziemy czy będzie spokój? Normalnie usadził go jak gówniarza jakiegoś! I dobrze mu tak! Spasionej świni. Na każdej imprezie mi tak dogryzał. A po tym weselu taki spokojny się zrobił… mówię ci, nie poznaję człowieka.

–         No a poza tym – kontynuowała – wreszcie rodzina się uciszyła. No i jest z kim wyjść, potańczyć, wypić, pokazać się przed ludźmi, polansować a potem mogę spokojnie wrócić do Birmingham i zająć się sobą i tym co lubię robić i nikt mi nie zaśmierdza mieszkania znoszonymi skarpetami.

I wtedy mnie olśniło. Chłopak do wynajęcia! W sumie niedrogi, bo ile taki bramkarz w klubie dostaje za nockę? Można się umawiać na wyjście w dwie pary. Można go zabrać na imieniny do cioci. Można wreszcie wyjść z kimś do kina i nie zastanawiać się czy wypada zapraszać go na kawę w środku nocy. Kiedyś takie typy nazywano żigolakami…

–         Słuchaj – zapytałam – a jak wyjeżdżasz do Anglii to Teodor jest wolny?

Opublikowano eskorta, kobiety, mężatki, przyjaciel, wesele, zdrada, zwierzenia | Otagowano , , , , | Dodaj komentarz

Weekend z kulturą

A propos Zachęty, w której pracuje Karolina Gigiego. Jakiś czas temu zorganizowałam chłopakom wspólne wyjście do galerii sztuki, jako odchamiającą przeciwwagę do wycieczek po galeriach handlowych i siłowniach. Było to na długo zanim Gigi poznał Karolinę, ale ponieważ i tak nic ciekawego się nie działo ostatnio, to cofnę się trochę do weekendu majowego.

W swoim czasie wyczytałam w Wysokich Obcasach, garkotłukowym dodatku do Gazety Wybiórczej (jak to określa Juliusz), że w Zachęcie zorganizowano wystawę, unikatową na skalę europejską, o sztuce współczesnej byłego bloku wschodniego poruszającą tematykę płci i jej ról. Artykuł brzmiał zachęcająco, a ponieważ w weekend majowy moje plany nie były zbyt bogate w rozrywki postanowiłam się tam wybrać.

Tutaj się odkryję. Jako samotna, porzucona przez zdradliwego gnoja, przedsiębiorcza trzydziestka, nie mam zbyt wiele koleżanek. A przynajmniej nie mam takich koleżanek, co to zostawią męża i dzieci w weekend majowy i pojadą ze mną do muzeum. Pozostawali chłopcy.

Zadzwoniłam zatem w niedzielę rano do Juliusza i okazało się, że chłopaki imprezowali przez całą noc u Gigiego i z niewielkimi oporami zgodzili się na wspólny wypad do muzeum. Umówiliśmy się przy wejściu na dworzec śródmieście, bo akurat tam była buda z kebabem, a pomysłodawcami majowego lunchu byli Młody z Teodorem.

Kiedy chłopcy byli pochłonięci dyskusją o tym, który wojownik wszechczasów jest lepszy, ninja czy wiking albo inny zulus, ja dowartościowałam swoje ego u przystojnego sprzedawcy o śniadej cerze.

Nie znam się zbytnio na zasadach tureckiego flirtu, nie wiem, może w Turcji przyjęte jest zaczepiać kobietę w towarzystwie mężczyzn, a może fakt, że dyskusja na temat kto wygra starcie: słoń kontra trzydzieści trzy karły, była dla mojej eskorty tak absorbująca, że sprzedawca poczuł się ośmielony, kiedy stanęłam na końcu i zamówiłam kebab.

Zaczęło się niewinnie, od wyboru sosu: ja mu mówię, że chcę łagodny, bo wiem jak ostre są mieszane sosy u Turków, że nie wspomnę o pikantnych, tylko dla ekstremistów, a on udaje, że nie rozumie i chce mi wcisnąć ostry. Kłócimy się o to, dopóki nie orientuję się, że koleś robi sobie jaja. Ok, dochodzi do płacenia, podaję mu pieniądze, zawsze podaję ludziom pieniądze do ręki, więc i tym razem wyciągam dychę i wręczam sprzedawcy. Odczytuje to chyba jako gest spoufalenia, bo przy wydawaniu reszty droczy się ze mną, że niby nie wie jak mi oddać te głupie 2 złote, czy ma mi je położyć na dłoni, czy ja sobie wezmę z jego ręki i szczerzy się do mnie. Zaczynam się denerwować, bo ostatni podryw zaliczyłam jakieś dziesięć lat temu i wyrywał mnie wówczas mój obecny były.

Żeby nie było wątpliwości. W tej budzie z kebabem byliśmy tylko my i sprzedawca. Pięciu chłopa i ja jedna. Siadłam w kącie z chłopakami i zerkałam w stronę kasy, a ten się do mnie szczerzył i przy wręczaniu kebaba próbował mi znowu wkręcić, że zamówiłam ostry sos.

No tak, w sumie, jak się nad tym zastanowić, to powinnam czuć się opresyjnie (stosując żargon feministyczny) – mężczyzna nachodzi moją przestrzeń psychiczną szykanami o podtekście seksualnym a ja wstydzę się mu powiedzieć, żeby się odpierdolił bo chcę zjeść w spokoju. Z tym że tak naprawdę jedynym moim stresem było to, żeby mi naprawdę nie wcisnął tego ostrego sosu. A jako stara panna poczułam się atrakcyjnie odbierając zwykłe zaczepki młodego znudzonego chłopaka jako próbę podrywu. Niemniej jednak polepszyło mi to humor na resztę dnia.

A chłopaki nic nie zauważyły. Moje orły, sokoły.

No dobra, ale miało być o kulturze. Dotarliśmy wreszcie przed gmach galerii i Teodor zapytał na co my właściwie idziemy.

Odpowiedziałam nieśmiało przeczuwając kłopoty:

– Wystawa nosi tytuł: Płeć? Sprawdzam!

– Znaczy się o czym jest?

– No wiesz, o płci i jej roli w społeczeństwie

– Czyli jakieś feministyczne bzdury?

Tu wtrącił się Juliusz:

– Nie, tu chodzi o rolę płci w społeczeństwie oraz narzuconych przez nią stereotypach seksualnych.

Teodor zrozumiał już wszytsko.

– Znaczy się mam oglądać pedalską sztukę współczesną? I jeszcze za to płacić?

Na wzmiankę o pieniądzach ocknął się Młody.

– To ten wstęp jest płatny? Ja nie wchodzę. Wolę iść na piwo.

Teodor podchwycił dobry pomysł kolegi.

– O właśnie, jest tu jakiś bar w pobliżu, zaczekamy sobie na was.

Wtedy wykruszył się Gigi:

– To ja też nie idę na tę wystawę.

– A ty dlaczego? – zdziwiłam się – przecież chciałeś iść z nami, nawet w necie sprawdzałeś o czym jest ta wystawa.

– Nie interesuje mnie żadna wystawa, tak naprawdę to chciałem zobaczyć reakcję Teodora na sztukę genderową.

Na te słowa Młody wypluł gumę na chodnik co zbulwersowało Gigiego:

– Ej, kurwa, Młody, co ty zrobiłeś, przed wejściem do muzeum?

A Młody na to bezczelnie odpalając papierosa:

– Potraktuj to jako performance. Moja sztuka symbolizuje jak chciwość odziera duszę człowieka z godności, jebucki ignorancie. To co, idziemy na piwo?

Jeszcze na odchodne usłyszałam jak Teodor pyta Młodego.

–         Jebucki? Skąd ty kurwa wytrzasnąłeś to słowo?

–         Moja babcia tak mawia, jak słyszy o PO…

I tak skończyło się odchamianie panów eskortujących, śmietanki towarzyskiej, creme de la creme, arbitrów elegancji i wytwornych towarzyszy dla pań w każdym wieku.

Na wystawę poszedł ze mną Juliusz i bardzo mu się podobało, choć na początku kręcił nosem, że metafory są tak subtelne jak uderzenie młotem pneumatycznym. Ale jak on, jako mężczyzna, mógł przeżywać sztukę przedstawiającą opresję kobiety w społeczeństwie, zwłaszcza bałkańskim? Ja wiem po kebabie, prawie tam byłam.

Opublikowano gender, kebab, kobiety, sztuka współczesna | Otagowano , , , , | 1 komentarz

Nie zawsze dobrze być gejem

Gigi się z kimś spotyka. Na gruncie prywatnym oczywiście. Podpytaliśmy go w Lemonie podczas team meetingu i wyznał, że spotyka się z kobietą poznaną na feralnym wernisażu.

Wymęczyliśmy go strasznie. Karolina, bo tak ma na imię owa panna, jest strasznie nieśmiała. Z zawodu jest animatorką kultury i pracuje w Zachęcie na pół etatu. Mieszka z rodzicami, bo nie stać jej na wynajęcie mieszkania i codziennie dojeżdża do pracy z Ursynowa. Metrem. Nie dlatego, że nie ma samochodu, ale po to, żeby oszczędzać środowisko. Ponieważ Karolina jest proekologiczna.

Na Gigim ekologia Karoliny zrobiła takie wrażenie, że zmienił swojego Land Cruisera w dieslu na Renault Lagunę z napędem hybrydowym. Zaczął też kupować kawę z free trade’u i sortować śmieci. Od czasu do czasu raczył nas komentarzami dotyczącymi oszczędzania wody i szkodliwości plastikowych sztućców dla środowiska.

Karolina i Gigi spędzają ze sobą dużo czasu, głównie dlatego, że pracują niewiele, co sprawia, że mogą się obijać po mieście odwiedzając galerie, muzea i kawiarnie. Wygląda na to, że Gigi zakochał się na zabój. Problem w tym, że Karolina traktuje go jak przyjaciela. Bo jak inaczej może go traktować? Dla niej Gigi jest gejem. W dodatku nie miał odwagi wyprowadzić jej z błędu. Najpierw bał się, że popsuje to swobodne relacje między nimi, a teraz zabrnął już tak daleko, że wstydzi się jej to powiedzieć.

Co ciekawe, Karolina przy Gigim promienieje. Juliusz spotkał ich kilkakrotnie razem i przyznaje, że z każdą chwilą kobieta staje się bardziej atrakcyjna.

Gigi przyznał, że chodzą razem na zakupy po Złotych a on, jak rasowy gej doradza jej w kwestii mody. Martwi się, gdyż Karolina zaczęła mu się zwierzać ze swojego życia uczuciowego, które było ubogie zanim poznała Gigiego ale dzięki jego światłym uwagom w kwestiach damsko-męskich zaczyna nabierać kolorów.

Na podsumowanie naszego spotkania zgodnie uznaliśmy, że Gigi jest uczuciowym imbecylem a jego wyczucie sytuacji i inteligencja emocjonalna pozostawiają wiele do życzenia. Jest to eufemizm określający reakcje chłopaków.

Opublikowano ekologia, eskorta, gender, kobiety, miłość, przyjaciel, tajemnica, zwierzenia | Otagowano , , , , | Dodaj komentarz

Wieczny student

Młody przeżył ostatnio bardzo ciekawą przygodę.

Jako wieczny student ciągle miał problemy z przedostaniem się na drugi rok. Dzięki temu zaliczył chyba wszystkie kierunki humanistyczne na UW, po pierwszym roku każdy. W końcu udało mu się dostać na drugi rok wyjątkowo mało atrakcyjnej filologii ukraińskiej, czy białoruskiej, nie pamiętam dokładnie, i zmotywowany tym faktem, postanowił, że w końcu jakieś studia skończy. Niestety, na drodze do szczęścia stanęła doktor W.

Moim zdaniem, doktor W. po prostu poznała się na Młodym i jego sztuczkach pt. już się miałem nauczyć, ale kot mi zachorował, czy bardziej subtelnych: jak to, nie wiedziałem, że rozdział 3 też jest zadany, myślałem, że przerabialiśmy go w zeszłym semestrze.

Wytłumaczenia typu: „Nie mogłem być na kolokwium ponieważ dwa tygodnie temu zmarła moja ciocia a jej nastoletnia córka dostała takiego szoku, że nie może przebywać sama, a wujek akurat pracuje na platformie wiertniczej na morzu norweskim, i urlop związany z pogrzebem już mu się skończył, a moja kuzynka nie może zostać sama, bo już dwa razy podcinała sobie żyły i raz łyknęła proszki”, na doktor W. nie działały.

Na nieszczęście, z doktor W. Młody miał zaległe sprawy jeszcze z pierwszego roku, które bardzo rozsądnie postanowił sobie zostawić na koniec czwartego semestru. Skończyło się na tym, że napisał podanie do dziekana o warunkowe dopuszczenie go do sesji wrześniowej. Po desperackiej akcji Młodego przed gabinetem dziekana, gdzie Młody padł jak Rejtan przed drzwiami rozdzierając na piersiach koszulę i płacząc wołał: „Błagam, panie profesorze, o ostatnią szansę!”, dziekan, starszy już człowiek, znany z miękkiego serca i łagodnego charakteru pewnie dałby się przekonać, gdyby nie oglądał takiego spektaklu już w zeszłym roku. Powiedział tylko, że wszystko zależy od doktor W.

Poradziłam Młodemu, żeby skorzystał ze swojego uroku osobistego i oczarował doktor W., ale przerażenie, jakie ujrzałam w jego oczach, dało mi pewne wyobrażenie o zaletach tej pani.

„Wyobraź sobie, powiedział Młody, że ta kobieta nie goli nóg.”

„I co z tego, odparłam, jej prawo, nie występuje przecież w barze go-go.”

„Ale ona nosi białe przezroczyste rajstopy i krótkie spódnice, a hery ma takie długie i czarne, jak facet”.

„Przecież nie mówię, żebyś ją łapał za te włosy, zanieś jej jakieś kwiatki, czekoladki, potraktuj jak człowieka”

„Nie da rady, nie po tym, jak ją zapytałem od czego się różni ręcznik[1]

„DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ?!”

„Bo się zdenerwowałem.”

Ręce mi opadły i nie wracaliśmy już do tematu studiów przez cały miesiąc. Młody zaczął rozglądać się za wrześniową rekrutacją na jakieś studia, ale pokończyły mu się wszystkie kierunki i musiałby zmienić miasto, na co ja nie mogłam pozwolić.

Teodor na pocieszenie oznajmił, że zna ludzi, którzy za dwieście zeta pozrywają paznokcie tej suce, a Biszkopt, oczywiście nie poznał się na żarcie, i powiedział, że za tyle to sam robi takie rzeczy, ale dla kolegi będzie za flachę. Na co uradowany Młody powiedział:

„Plan już jest!”

„Nie można tam posłać Biszkopta, bo jest najmniej odpowiednią osobą”, dodał Juliusz. I zaproponował Młodemu, żeby w ramach ukojenia nerwów porysował babie samochód.

„Dzięki, Juliusz, powiedział Młody, ale ty jesteś nieogarnięty trochę. Samochód porysowałem jej w zeszłym semestrze.”

Jednak od wczorajszego wieczoru mam przeczucie, że Młody jednak skończy swoje studia.

Umówiłam Młodego z klientką, nieco zmanierowaną singielką po trzydziestce, na relaksacyjne wyjście na dyskotekę. Wyobraźcie sobie obupólne zdziwienie, kiedy okazało, że klientką jest właśnie doktor W.

Stali naprzeciw siebie w drzwiach jej mieszkania i gapili się na siebie nawzajem. Pierwszy otrząsnął się Młody:

„Mam cię” – powiedział i wsadził stopę między drzwi a futrynę. „Agencja Animus, jestem taki, jakim chcesz mnie widzieć, do usług. To jak będzie z tym moim wpisem?”


[1] – Od ciebie, szmato.

Opublikowano pieprzna przygoda, studia, wredna baba, zaliczenie | Otagowano , , | Dodaj komentarz

Baby, ach te baby…

Okazuje się, że Teodor nie lubi kobiet. Dziwne, biorąc pod uwagę zawód, jakie uprawia. Nie chodzi tu wcale o jego preferencje łóżkowe, ale o nienawiść do całego świata.

Do tej pory myślałam, że chłopaki lubią swoją pracę, w końcu nie jest to ciężka robota, do seksu ich nie zmuszam, obowiązki mają określone jasno w umowie i już. Jak klientka będzie miała życzenia, to niech już się rozliczają indywidualnie, ja nie będę nikogo stręczyć. Pomijając sytuację z Gigim, sądziłam do tej pory, że chłopaki więcej na tym korzystają niż tracą.

Jednak Teodor mnie zadziwił. Podjechał pod Lemona tym swoim Polonezem Atu ‘01 na gaz, choć tyle razy mu powtarzałam, żeby wreszcie kupił sobie porządny samochód, przecież go stać, groszy u mnie nie zarabia. Przysiadł się do naszego stolika a wściekły był jak nie wiem co: szczęka mu drżała a dłonie miał zaciśnięte aż mu knykcie zbielały.

„O żesz kurwawdupęwyjebana mać! Jak ja nie mogę tej pierdolonej baby! Kurwa chuj!”

Zwróciłam mu grzecznie uwagę, że nie powinien się wyrażać tak obelżywie w miejscu publicznym. Spojrzał na mnie obłąkanym wzrokiem.

Młody zareagował i wyprowadził Teodora na zewnątrz. Mogę się założyć, że poszli na papierosa, mimo iż kazałam im wszystkim rzucić palenie. Kobiety nie lubią jak facet śmierdzi dymem, oczywiście w pewnych sytuacjach jest to dozwolone, ale bardzo rzadko się takie zdarzają.

Młody z Tedorem wrócili po paru minutach, Teodor wyraźnie spokojniejszy. Obydwaj cuchnęli tytoniem, więc zrozumiałam, że odbyli na zewnątrz krótką sesję relaksacyjną.

Żaden z nich nie powiedział o co chodziło, ale wiedziałam że i tak się wszystkiego dowiem niezadługo.

Powróciliśmy do omawiania interesów, przy czym Teodor wyraźnie okazywał chorobliwą wręcz nienawiść do płci pięknej. W końcu nie wytrzymałam i zagroziłam, że pozbawię go zleceń na miesiąc, jeśli się zaraz nie zamknie. Poskutkowało. Przynajmniej do czasu, kiedy skończyliśmy ustalać plan na przyszły weekend. Zaraz potem dowiedziałam się, co się stało.

Okazało się, że jakaś laska w terenowym lesbarusie zarysowała go na parkingu podziemnym w Galerii Mokotów. Teodor bardzo długo przeżywał to wydarzenie prezentując głośno i wyraźnie opinie na temat bab za kierownicą. Rzecz jasna jak tylko subaru go drapnął, Teodor wyskoczył z poldka i ruszył w stronę kierowcy. Jak kobieta go zobaczyła, to ze strachu wycofała, rąbnęła jeszcze jeden samochód i zwiała. Wcale jej się nie dziwię, Teodor bywa straszny jak się wkurzy. Na szczęście rysa była niewielka, ale dla Teodora nie miało to znaczenia. Zapamiętał rejestrację i zaczekał na właściciela drugiego pechowego samochodu, który był bardziej poszkodowany od niego. Właścicielką wgniecionego fiata uno okazała się być kolejna dziewuszyna, chyba z jakiejś zapadłej wsi, bo rozpłakała się i za nic nie docierało do niej, że może się ubiegać o odszkodowanie. Teodor był tak zaskoczony głupotą dziewczyny, że wcisnął jej wizytówkę i pojechał na policję. Na komendzie wyśmiali go jak zobaczyli rysę i powiedzieli, że to zbyt mała szkodliwa społeczność czynu. Dodatkowo na inolinii ubezpieczyciela Teodor spotkał się ze złośliwością kobiet: miła pani konsultantka poinformowała go, że jego polisa nie pokrywa takich szkód, w końcu wybrał najtańszą opcję (było to zanim zaczął pracować u mnie), chyba że sprawca szkody sam się do nich zgłosi.

Krótko mówiąc, musieliśmy wysłuchać tyrady o tym jakie kobiety są podłe, głupie i nieczułe i nic dziwnego, że nie mogą sobie znaleźć porządnego faceta, skoro wiedzę o świecie i mężczyznach czerpią z „Seksu w wielkim mieście”.

Opublikowano kobiety, samochód, ubezpieczenia, wredna baba | Otagowano , , , | Dodaj komentarz

Światem rządzi piłka

Mundial.

Jedno słowo a wprawia w nerwowe drżenie setki kobiet. Od godziny 16.00 do 23.30 tysiące, miliony mężczyzn wyłączonych z życia domowego, zawodowego i seksualnego. Na szczęście tylko w fazie grupowej. Później robi się trochę luźniej, są nawet dni przerwy, żeby gladiatorzy w krótkich spodenkach mogli odpocząć przed kolejny krwawym starciem, ale mecze są znacznie poważniejsze, a półfinał i finał to gra o śmierć i życie.

Moi chłopcy też popadli w to szaleństwo. Dlatego był problem z sobotą. Ktoś pod Warką niefrasobliwie zarezerwował termin akurat na półfinał, kiedy o brązowy medal mieli grać Niemcy z Urugwajem, a klientka, siostra panny młodej, mocno brzuchatej, zażyczyła sobie asysty, coby uciąć gadanie we wsi, że „niby se do Warszawy pojechała, karierę robić, ale żadyn chłop jej ni chce, bo une się boją takich co to wisz pan, same se mieszkają”

Na wiejskie wesela najlepiej nadają się Młody z Teodorem, Młody bo świetnie wymiata na parkiecie a Teodor bo dzielnie pije i broni do upadłego każdego poglądu wyrażonego przez swoją towarzyszkę. Gigi i Juliusz nadają się na bardziej dystyngowane imprezy, ale w ostateczności również mogliby pójść zamiast Tedora czy Młodego, wielkich fanów piłki nożnej, ale niestety ich również ogarnęła gorączka futbolowa, zatem odbyło się losowanie. Padło na Teodora.

Widziałam jego zbolałą minę i spojrzenia rzucane na kolegów. Ale mus to mus, nie spodziewałam się tylko, że wytnie mi taki numer.

W niedzielę wieczorem odebrałam email od klientki z wesela w Warce. Oto jego kopia:

Witam,

Chciałabym podziękować Pani i Pani agencji za podesłanie mi tego niezwykłego towarzysza. Jednocześnie chciałabym przeprosić za wszelkie niedogodności, jakie wynikają z mojej strony.

Niestety, muszę jeszcze zatrzymać Biszkopcika na dłużej. Tato i cała rodzina są nim zachwyceni, nie wspominając o tym, że ja również. Jeśli mam wobec Pani jakieś dodatkowe zobowiązania finansowe związane np. z zerwaniem kontraktu, to proszę o stosowne informacje.

Pozdrawiam,

Magda M.

Zadzwoniłam do Teodora. Oczywiście nie odbierał. Pojechałam do jego mieszkania, ale nie było go tam. Podzwoniłam po chłopakach, ale albo nic nie wiedzieli o Teodorze, albo nie odbierali (Młody).

Wszystko wyjaśniło się w poniedziałek, kiedy opadły nożne emocje.

Teodor rzecz jasna nie mógł przegapić meczu Niemiec o brązowy medal, gdyż jest wielkim fanem tej drużyny. Głównie dlatego, że gra tam aż trzech Polaków.

„Nie ma nas na mundialu ale strzeliliśmy już pięć bramek” mawiał, gdy duet Klose – Podolski dokopali jakiemuś nieszczęśnikowi.

Dlatego też postarał się o zastępstwo. Poprosił swojego kumpla, o wdzięcznej ksywie Biszkopt, żeby poszedł za niego na wesele. Biszkopt co prawda lubił piłkę, ale lubiał też wypić no i brakowało mu pieniędzy. Problem z Biszkoptem był tylko taki, że po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu wyprawiał niestworzone rzeczy, których potem zupełnie nie pamiętał. Rzecz jasna, Biszkopt nigdy nie potrafił określić tej granicy, od której powinien przestać pić, co zupełnie go wyłączało z pracy w mojej agencji, w przeciwnym razie, byłby idealnym towarzyszem na wszystkie wiejskie wesela.

W każdym razie, na weselu w Warce, Biszkopt bawił się znakomicie, do momentu, kiedy urwał mu się film. Wszystko, co udało mu się uskładać później pochodzi z relacji naocznych świadków.

Z początku nie było źle: trochę się buntował, kiedy weselnicy zaczęli biesiadować i śpiewać „niech żyje wolność”, no bo jak można śpiewać, niech żyje wolność i swoboda, kiedy jego kolega siedzi w pierdlu? Zaczął przekrzykiwać biesiadników i intonować „czarny chleb i czarna kawa”, więc klientka chciała go wyciągnąć z sali, co Biszkopt zrozumiał jako zachętę do seksu, ale był zbyt pijany, żeby zrobić cokolwiek konkretnego. Zaczął się kajać i w ramach przeprosin postanowił zatańczyć tango przytulango z teściową. Teściowa była zachwycona, teść trochę mniej i uznał, że czas wyrzucić Biszkopta z imprezy. Problem w tym, że Biszkopt choć mizernej postury jest jednak wściekle agresywny a alkohol wcale nie obniża jego wartości bojowych, więc znokautował obu wujków i zabierał się za teścia, ale ten uznał, że sam nie da rady, więc chytrze zaprosił Biszkopta na kielicha. Spili się razem, po czym nad ranem Biszkopt obudził się skacowany obok klientki.

Ponieważ autentycznie nic nie pamiętał, rozczulił ją do tego stopnia, że postanowiła zatrzymać go na poprawiny, które odbyły się w miłej rodzinnej atmosferze, ponieważ Biszkopt kiedy nie wypije za dużo potrafi być bardzo towarzyski i ujmujący, szczególnie w pewnych kręgach kulturowych.

Zapowiada się na to, że Biszkopt zabawi na dłużej w Warce. Ojciec klientki mówi o nim rozczulony: „No, może on i miastowy, może i ni najlepij wyszło z początku, ale pić umi, dupcyć lubi to i ziemie ukocha”.

Cóż faktem jest, że Biszkopt długo szukał swojego miejsca na ziemi. Wychowany w bloku tak naprawdę zawsze tęsknił za traktorem. Wszelkie pojazdy, a szczególnie maszyny rolnicze to jego pasja. Niestety, z braku środków mógł sobie tylko pozwolić na stuningowanie własnego auta, ale wypieścił tę swoją dwudziestoletnią maździnę, jak Teodor poloneza. Pasję ciągnikową pielęgnował przez Internet: jest autorem wielu prezentacji o traktorach i kombajnach z podkładem muzycznym na youtubie. A tutaj proszę, po prostu dar niebios: panna dziedziczka – 200 hektarów z chmielem, których nie ma kto przejąć, bo obie córki do miasta uciekły, a młodsza w dodatku za doktora filozofii właśnie wyszła. I nagle, taki narzeczony starszej się trafia, może lekko zabiedzony, ale w wojsku był, maturę ma, na traktorach się zna, wypić umie i potańczyć i w pysk przyłożyć… Zięć idealny, po prostu.

Opublikowano eskorta, kobiety, mundial, pieprzna przygoda, piłka nożna, wódka, wesele | Otagowano , , | Dodaj komentarz

It’s OK to be gay

Nie jestem wścibską babą, a Młody nie jest plotkarzem, ale sprawa z Gigim wyszła mimochodem, kiedy rozmawialiśmy o zleceniach na przyszły tydzień. Młody wspomniał coś o klientce z którą zobaczył Gigiego w galerii a Gigi wyglądał na zaskoczonego i jakby zażenowanego.

Oczywiście, nie popuściłam i wypytałam go później bezlitośnie. Przyciśnięty przyznał, że owszem spotkał się z kobietą i nie był to kontakt profesjonalny. Zażenowanie wzięło się z tego, że kobieta poznała go na tamtym feralnym wernisażu, kiedy przedstawiał się jako kochający inaczej. Krótko mówiąc, uważa go za geja, zatem kiedy spotkali się przypadkowo w galerii, bez oporów zaprosiła go na kawę. Gigi dał się namówić i okazało się, że spędzili mile czas rozmawiając o sztuce i kulturze, w sposób jaki Gigi dotychczas nie rozmawiał z kobietą. Bez tego całego napięcia seksualnego, jakie towarzyszy przypadkowemu spotkaniu płci przeciwnych.

Opublikowano gender, kobiety, przyjaciel, tajemnica, zwierzenia | Otagowano , , , | Dodaj komentarz